piątek, 24 lipca 2015

Lody dobre na "te dni w miesiącu" *FAIL*

Cześć wszystkim!

Ogólnie uważam siebie za kreatywną osobę. Lubię czasem coś narysować, lubię coś ugotować.
Czasami lubię również sama coś wymyślić..Co najczęściej nie kończy się dobrze.
Jako kobieta miewam czasami takie dni w miesiącu, gdy mam ochotę zjeść coś tak słodkiego, że normalnemu człowiekowi zrobi się od tego niedobrze. :)
Znacie to uczucie?
No właśnie. Dzisiaj miałam jeden z tych dni. Pod wpływem impulsu postanowiłam zrobić sobie "deser lodowy" z tego co znajdę w lodówce.


Czego potrzebujemy, aby uzyskać pyszny deser lodowy?

  • Lody karmelowe
  • Nutella (ja użyłam wytworu nutello-podobnego)
  • Borówki (mogą być jagody, lub aronia, co kto lubi)
Pod wpływem emocji stwierdziłam, że to wspaniałe połączenie i na pewno będzie smakować wyśmienicie.

Jak robimy nasz deser lodowy na szybko?

Bierzemy jakieś naczynie w którym zrobimy nasz deser. Ja wybrałam dosyć spory, plastikowy kubeczek, gdyż miałam go pod ręką.
Kładziemy warstwę lodów, na to warstwę nutelli oraz warstwę borówek. Kładziemy po kolei następne warstwy, do momentu gdy uznamy, że dana porcja lodów nas satysfakcjonuje. :)
Możemy je również czymś ozdobić. Ja znalazłam w domu różnego rodzaju wiórki czekoladowe, czekoladę do dekoracji i inne tego typu pierdoły. Stwierdziłam, że skoro i tak umrę przez zbyt duży poziom cukru we krwi, to mój ostatni posiłek może chociaż wyglądać ładnie.

Gotowe? Gotowe!

Możecie go teraz wyrzucić! :D
Smakuje jak "żałuję,że wpadłam na ten pomysł". :)
Wygląda nawet smacznie, wydawało mi się, że będzie też tak smakować ale tak jak pisałam wcześniej, moje kulinarne pomysły, nie zawsze kończą się dobrze! :D
Potraktujcie ten post jako przestrogę, czego nie powinnyście próbować w swoim domu!


niedziela, 19 lipca 2015

Chcę krótkie spodenki a nie majtki!

Cześć wszystkim!
Wczoraj wraz z mamą pojechałam do Warszawy na zakupy, oraz razem z moją ciocią zorganizowałyśmy mojej mamie przyjęcie "niespodziankę" z okazji jej urodzin. (Wszystkiego najlepszego dla mamy! <3)

Na zakupy pojechałam z zamiarem kupienia sobie krótkich spodenek z wysokim stanem. Jestem posiadaczką raczej dużej pupy i gdybym chciała kupić spodnie, spodenki, spódnicę z niskim stanem to wszyscy mogliby popatrzeć sobie na mój tył, gdyż nie mieści się on po prostu w takich rzeczach.
No to dojechałyśmy sobie do stolicy i zaczęłyśmy krążyć po sklepach i wyłapując promocje.
Ja ostro szukałam tych spodenek bo były mi wtedy niezbędne! I krążyłam po tych Złotych Tarasach i nic nie było oprócz jakichś dżinsowych majtek!
Majtek? :o


No majtki no. Gdybym chciała żeby ktoś widział moje pośladki w całej swojej okazałości to kupiłabym sobie jakieś zajebiste majtki i chodziła w nich po mieście. Ale nie chcę!
Rozumiem, że wiele dziewczyn ma ładne nogi, ładne pupy i dobrze wyglądają w takich rzeczach ale ja niestety nie należę do tej grupy. Moje uda są duże, nie mam tej takiej modnej "przerwy" między nogami i gdybym chciała ubrać się w coś takiego to wyglądałabym jak śmieszna buła.
I ja szanuję to, że ktoś lubi świecić pośladkami na mieście, jakbym chciała to też bym świeciła. ALE NIE CHCĘ.
Przez cały dzień na tych zakupach szukałam tych pierdzielonych krótkich spodenek, takich żeby były wysokie, i żeby zakrywały mi pupę. I wierzcie mi na słowo, w całych złotych tarasach znalazłam spodenki takie jakie chciałam tylko w jednym sklepie, którym był Cropp.
No byłam serio wkurzona. Chciałabym, żeby sklepy sprzedawały również rzeczy dla osób, które lubią mieć swoje cycki i tyłki schowane w bezpiecznym miejscu.
Wiem wiem, są wakacje, pińcyt stopni na dworze, w czymś takim pewnie jest chłodniej, bla bla bla, Mańka ale jesteś.
Mi też jest gorąco, wszystkim nam jest gorąco. Ale mogę iść na plażę, gdzie to jest miejsce do świecenia ciałem.

Mam wrażenie, że ten post jest jakiś bez ładu i składu..ale musiałam wylać tutaj swoją frustrację! :<


niedziela, 12 lipca 2015

Z życia kasjerki. Rytuał przywoływania klientów.

Cześć wszystkim!
Dzisiaj kolejne przeżycia zapracowanej Marysi.

Od prawie dwóch miesięcy pracuję jako kasjerka w małym sklepie spożywczym u mnie w mieście. Praca jak praca. Poznaję wielu ciekawych ludzi i ogólnie bardzo lubię swoją pracę, chociaż momentami żałuję, że nie mam zwykłych wakacji tak jak wszyscy. Ale nie mam co narzekać, zarabiam swoje pieniądze i nie muszę prosić o nie rodziców.

Dziś chciałabym wam opowiedzieć o moim codziennym rytuale przywoływania klientów w momentach kiedy wolałabym żeby ich chwilowo nie było!

Generalnie zauważyłam taką zależność, że jak masz wszystko zrobione na sklepie i Ci się zupełnie nudzi to nikt nie chce przyjść, więc siedzisz i myślisz o tym, że jak szefowa zobaczy nagrania z kamer to Ci powie, że i nic nie zrobiłaś na sklepie a jak tylko znajdziesz sobie zajęcie to nagle wszyscy przypominają sobie, że akurat muszą zrobić zakupy!

Oto kilka sytuacji w których na pewno klienci zaczną masowo przychodzić do sklepu~

1. Przerwa na jedzenie.

Poczyściłaś półki, ułożyłaś towar i nagle jakiś wielki potwór odzywa się w Twoim brzuchu. Czas coś zjeść!
Akurat nikogo nie ma w sklepie, więc stwierdzasz, że zupka chińska będzie idealna. Kupujesz więc sobie ową zupkę, zanosisz ją na zaplecze, wstawiasz czajnik z wodą i czekasz. Już czujesz ten smak w ustach i nie możesz się doczekać aż coś zjesz. Już słyszysz, że woda zaraz będzie gotowa do zalania Twoich klusek i nagle patrzysz na monitoring a tu magia! Trzech klientów czeka aż sprzedasz im towar. Tak więc szybko biegniesz na sklep i zaczynasz swoją pracę. Woda w tym czasie już dawno się zagotowała i wiesz, że zaraz wystygnie a klientów wciąż przybywa! Kiedy w końcu wszyscy zostali mile obsłużeni wracasz na zaplecze, znów włączasz czajnik. Tym razem udało Ci się zalać zupkę wodą. Mieszasz ją chwilę, już masz zamiar włożyć łyżkę do buzi i nagle...ta daaaa...klienci!


2. Mycie podłogi.

Jakimś cudem udało Ci się zjeść swój obiad. Zauważasz, że podłoga jest niemiłosiernie brudna..jakby stado panów pracujących na polu przebiegło Ci w swoich kaloszach przez sklep. Podnosisz więc swój zacny tyłek, nalewasz wody z płynem do wiadra i zabierasz się za mycie podłogi. Zaczynasz od zaplecza i powoli przesuwasz się w stronę sklepu. Wiesz, że wcale nie pójdzie tak łatwo. Myjesz podłogę za ladą, wręcz możesz się przejrzeć w czystych płytkach gdy nagle wchodzi pięciu klientów. Myślisz sobie "ok...za ladą wcale nie musi być tak idealnie czysto, przecież tylko ty widzisz co się tam dzieje". Z anielskim spokojem obsługujesz klientów, przecierasz podłogę mopem jeszcze raz i biegniesz myć podłogę z drugiej strony blatu. Nie jesteś nawet w połowie gdy wchodzi cała rodzinka wracająca z pacu zabaw by kupić swoim dzieciom jakieś soczki i ciasteczka. Nie wytrą butów o wycieraczkę przed sklepem, nawet o tym nie marz. Szybko uwijasz się z obsługą, jeszcze raz czyścisz pierwszą część podłogi. Jakimś dziwnym cudem udało ci się umyć ją całą. Idziesz na zaplecze by poczekać aż podłoga przeschnie, modląc się o to, aby w tym czasie nikt nie wszedł do sklepu.. Ledwo zdążyłaś usiąść..ta sama rodzinka zapomniała kupić ryżu.

3. Przerwa na papierosa.

Już trzy razy myłaś podłogę. Stwierdzasz, że możesz sobie zrobić chwilę przerwy aby zapalić. Wędrujesz więc do torby, wyjmujesz papierosa z torby i go odpalasz. Zaciągasz się dwa razy i nagle wchodzi klient. Odkładasz papierosa na bok i idziesz podać stałemu klientowi piwo. Oczywiście nie zgasiłaś szluga ponieważ ten klient zawsze się streszcza. To był błąd. Zaraz gdy pan z piwem zdążył wyjść wchodzi klientka która prosi o chleb i nagle poczuła niewytłumaczalną potrzebę opowiedzieć Ci o tym co jej wnuczka robiła dzisiaj w przedszkolu. Już wiesz, że nie zapalisz tego papierosa...i tak pewnie już zgasł.

4. Nowa dostawa!

Siedzisz sobie spokojnie na zapleczu, skończyłaś palić resztkę swojego papierosa i nagle widzisz białą furgonetkę podjeżdżającą pod sklep. Nowa dostawa! Tym razem przyszła spożywka, nabiał i napoje. Wiesz, że resztę dnia spędzisz rozkładając towar i licząc faktury. Zapłaciłaś dostawcy i zabierasz się za rozkładanie nowo przywiezionego towaru. I nagle wpada stado klientów, każdy robi zakupy za 100zł i do tego tym razem musisz każdemu podać to czego potrzebuje bo półki zastawione są zgrzewkami z napojami i pudłami z makaronem. Przecież nie będziesz im kazała skakać przez przeszkody!
Obsłużyłaś wszystkich i nagle przychodzi Twoja zmienniczka. Przez 2 godziny nie zdążyłaś zrobić z nową dostawą zupełnie nic.


Tak..to moje osobiste przeżycia..wierzcie lub nie, wszystkie są w 100% prawdziwą historią..


piątek, 3 lipca 2015

Rodzeństwo.

Cześć, hej i siemanko.
  Wakacje już rozpoczęte, pogoda dopisuje, tylko szkoda, że w taką ładną pogodę trzeba siedzieć w pracy. No ale nikt nie mówił, że bycie dorosłym jest zabawne..
Wstawanie wraz ze wschodem słońca, lub siedzenie całą noc w pracy nie należy do moich ulubionych zajęć. Starość nie radość.




  Przejdźmy zatem do tematu dzisiejszego postu. 

"Rodzeństwo może sprzeczać się między sobą, lecz nigdy nie dopuści do głosu obcego." 

  Ahh, rodzeństwo..ci którzy go nie mają często chcieliby je mieć, a ci którzy je mają chcieliby je zabić. 
Ja należę do tej drugiej grupy. Jestem "pierwszym" dzieckiem w rodzinie, pierwszą wnuczką dla moich dziadków, pierwszą siostrzenicą dla moich ciotek i wujków, generalnie jestem najstarsza ze wszystkich dzieci i całej młodzieży w naszej rodzinie. 
Nie znam tego uczucia gdy ma się starszego brata lub siostrę. Jak byłam mała to byłam zła na moją mamę,że urodziłam się pierwsza.
  Mam jednego, rodzonego brata, oraz siedmioro rodzeństwa ciotecznego, więc myślę, że mogę spokojnie wypowiadać się na ten temat. 
Z rodzeństwem ciotecznym widuję się rzadko, bo to albo na spędach rodzinnych lub na święta. Za to mój brat rodzony? Mam go na co dzień i często mam go już dosyć. Kto zna to uczucie ręka w górę! *podnosi obie ręce*
Ale prawda jest taka,że choćby nie wiem jak mnie wkurzał, bił, wyzywał i choćby nie wiem jak ja go wkurzała, to żadne z nas nie da obcej osobie zrobić drugiemu krzywdy.
I jak tu ze sobą żyć? Gdzie to logika? Nie wiem. :)
  Chyba każde rodzeństwo ma takie momenty kiedy po prostu cieszy się swoim towarzystwem, normalnie rozmawia ze sobą albo nie wiem, gra w gry i bawi się piłką. Za to pięć minut później wyrywają sobie włosy z głowy...
  I ja wiem, że wy, moi drodzy czytelnicy z młodszym rodzeństwem znacie to uczucie, gdy Wasz młodszy brat/młodsza siostra popsuje coś w domu albo zrobi coś głupiego..po czym zwala winę na Was. I nie pomagają tłumaczenia, krzyki i kłótnie z rodzicami.
"Przecież on jest za mały żeby coś takiego zrobić!"
Przyjaciele..nie jesteście sami, wszyscy to przeszliśmy..ale im starszy robi się Twój brat lub siostra wszystko zaczyna się zmieniać. Macie więcej tematów do rozmów, więcej wspólnych zainteresowań i chętniej spędza się czas z takim człowiekiem.
  Ja osobiście jestem bardzo niskim człowiekiem. No halo, 157cm wzrostu, jestem jak krasnal ogrodowy. 
Wiecie jaki przeżyłam szok,że mój młodszy, trzynastoletni brat jest ode mnie już wyższy? 
Like, when the fuck this thing happened?! I zaczynasz sobie zdawać sprawę z tego,że Twój brat nie jest już małym dzidziusiem, któremu trzeba we wszystkim pomagać, uświadamiasz sobie, że idzie on już do gimnazjum, zaraz będzie latał za dziewczynami...serce mi pękło!
Mój mały brat nie jest już mały, wciąż irytujący ale go kocham.
I wiecie co? Mimo, że mój brat mnie wkurza i często mam ochotę go zabić to nie oddałabym go za nic na świecie i jeżeli ktoś go kiedyś skrzywdzi to będzie miał do czynienia z całym 157cm czystej furii.